Bella, ciao to powieść – można rzec – prorocza; dzieje się bowiem pod koniec wojny (drugiej? trzeciej? każdej?), na gruzach zrujnowanego świata, w chwili gdy wycofują się armie, zdemobilizowani żołnierze gwałcą i rabują, dzieci chowają się w lesie, ludzie z głodu żywią się ludzkim mięsem, uchodźcy i maruderzy próbują odnaleźć sens wśród szerzącego się chaosu.
Głównym bohaterem tej obrazoburczej, garściami czerpiącej z tekstów literackich, ale też popkultury i scen filmowych opowieści jest samozwańczy pułkownik Szest, który zawiera swoisty pakt z diabłem, by ocalić nadmorskie miasteczko i uwięzionych tam ludzi. Staje na czele bojówki uformowanej z okaleczonych wewnętrznie żołdaków, nadając ich życiu kształt i cel, choć misja, jaką im wyznacza, na koniec okazuje się jednym wielkim kłamstwem.
Osobiste wybory i tragedie, namiętność wybuchająca niespodzianie z pogorzeliska uczuć, wola życia ścierająca się z pragnieniem śmierci – wszystko to rozgrywa się na tle dobrze nam znanej wojny polsko-polskiej, walki chamstwa i jaśniepaństwa, gdy rozpadają się idee pięknej Polski i cywilizowanej Europy. W podzielonej, wrogiej „obcym”, rządzonej resentymentem ojczyźnie zdaje się nie być dla naszych bohaterów przyszłości. Ale czy odnajdą ją za morzem – w kraju, gdzie „dzieci nie będą musiały nosić broni. Nie będą się kłaniać bałwanom. Będą sobie piły mleko, obrazki będą kolorować w szkole. Nie zaznają w życiu matni”?
W piekielnej scenerii, jaką filmowo odmalowuje Siemion, pojawia się nikła nadzieja, którą niosą kobiety: niemiecka branka, polska morderczyni i porzucone w lesie dziecko łączą się w rodzinę, dla której z ruin dawnego świata warto odzyskać jedno: miłość.