Ireneusz Walczak, Narkoza i euforia
Tytułowa Narkoza i euforia najpełniej znajduje swój wyraz w najnowszych obrazach, dla których strukturę kompozycyjną stanowią opróżnione opakowania po środkach farmaceutycznych. Nieregularne otwory plastikowych opakowań stały się „okularem” przez który kontemplować możemy plażę i morze (Narkoza i euforia), iluminację roentgenowskich lamp, świateł i ferii barw (cykl Od – do czy Normy widzialności). Niezwykle symboliczny rekwizyt, kojarzący się z chorobą (znów przypadek lub natura, ten tyran warunków) bądź środkami psychoaktywnymi, wskazuje na momenty graniczne w życiu, które według Karla Jaspersa najsilniej pozwalają na poznanie empiryczne siebie.
A może jednak ów okular przez który patrzymy jest złudzeniem a nie pomocą? Iluzją, która zasłania resztę widoku, zmienia właściwy, choć niedostępny nam obraz rzeczywisty. Pomimo ferii barw w obrazach Przebodźcowanie czy Bóle fantomowe kształt świata nie jest tak bardzo odległy od wczesnych doświadczeń, prac wskazanych na początku. Wypełniają te płótna druty żelbety, ruiny, organiczne plamy barw przywodzą na myśl papkę, destrukcję myślową. Zwątpienie. Konstruowanie tożsamości odbywa się wobec nieoszczędzające go nas losu. Ireneusz Walczak określił niedawno swoje obrazy „drogą w (nie) znane”, co oznacza „przyleganie [ich] do dnia dzisiejszego i wynikanie z niego”. To znowu przywodzi mi kategorię amor fati (miłość losu), o której Hanna Buczyńska-Garewicz pisze, że jest „niezwykłym przeżyciem chwili, wielkim aktem afirmacji mającym także aspekt poznawczy. To doświadczenie mistyczne, w którym następuje przezwyciężenie przypadkowości człowieka przez uświadomienie własnego losu. Jest więc przemianą człowieka, który z kondycji wewnętrznej przypadkowości wychodzi ku własnej konieczności”[1]. – Stach Ruksza